Do pierwszego dnia mistrzostw Europy został niespełna miesiąc, a ja mam ból głowy. Zapewne część z Was już w przeszłości spotkała się podobnym dylematem, bądź też dopiero będzie musiała się z nim zmierzyć. Otóż, niestety, pracuję w z osobami, które piłką nie interesują się w ogóle. Niestety dla mnie, dla nich to pewnie zbawienie. Trzy kobiety, które niemal z automatu wykluczam z grona osób, które będą chciały ze mną o piłce dyskutować, oraz mężczyzna, mąż i ojciec dwójki wspaniałych dzieci, który stroni od sportu i polityki. I tu rodzi się w mojej małej głowie problem. Praca – jak to praca – jest od tego, żeby wykonywać zlecenia przełożonego z najwyższym zaangażowaniem.
No dobrze, ale istnieją też przerwy! Choćby ta pięciominutowa, zgodnie z kodeksem pracy przysługująca wszystkim „po każdej kolejnej godzinie spędzonej przed monitorem ekranowym”. A jeszcze dochodzi przerwa na lunch, kawę. O czym rozmawiać? Przecież to wyjątkowy czas dla kogoś takiego jak ja! A z drugiej strony – co zrobić, żeby współpracowników tematem Euro nie drażnić? Żeby później nie mówili: „Ten to tylko o piłce gada” tudzież „Kiedy to Euro się skończy?!”. Kiedyś już miałem taką sytuację. Podczas Euro w Portugalii, w 2004 roku. Pamiętam, że pracowałem wtedy na call center. W pokoju (właściwie to w czymś, co w korporacjach nazywa się „open space”), w którym zwykle siedzieliśmy, trafiła się grupa chłopaków, która … no co mogła robić? Gadała o piłce! Po tygodniu podeszła do mnie jedna z dziewczyn, która „sprawowała nad nami opiekę” i powiedziała (prawie przez łzy): „Jak się nie zamknięcie, to naskarżę kierownikowi.Ile można o tej piłce gadać?!”. Oczywiście ani my nie przestaliśmy nawijać o trwających mistrzostwach, ani ona nie naskarżyła. Chyba się trochę tylko podłamała psychicznie, że nikt jej „gróźb” nie bierze poważnie.
Co z pracą? Wziąć wolne – powiecie. Niestety, na cały turniej nie starczy urlopu, poza tym problem leży w tym, że – jak to w korporacji – dni wolne trzeba planować ze sporym wyprzedzeniem. Plan urlopowy zaakceptowany, a przełożony zmian nie przewiduje! To będzie dramatyczny czas dla mnie, zresztą dla każdego fana futbolu by był, więc proszę nie chichotać. Dylemat z tym, jak się zachowywać w pracy podczas takiego turnieju, jest u mnie „na tapecie”.
Ale mam też inny i nie dotyczy on polskiej reprezentacji, bo – jak większość kibiców – uważam, że skończy się na słynnym „mecz otwarcia, mecz o wszystko i na końcu mecz o honor”. Chciałbym się oczywiście mylić. Problem dotyczy innych drużyn, bo na imprezach podobnej rangi zwykłem trzymać kciuki za drużynę Portugalii. Teraz oczywiście również będę im kibicował, bo widzę jak bardzo się rozwinęli od czasu MŚ w RPA. To jest ekipa, która może namieszać najpierw w tej osławionej grupie śmierci z Niemcami i Holandią, a później w fazie pucharowej. Jednocześnie wiem, że będzie to turniej pełen gwiazd, które tej Portugalii mogą przeszkodzić w odegraniu powazniejszej roli. Przecież co cztery lata Mistrzostwa Europy są turniejami wielkich gwiazd. Żeby wymienić tylko tegoroczne: Cristiano Ronaldo, Wayne Rooney, Xavi, Iniesta, Cassillas, Nani, Oezil, Goetze, Robin van Persi, Lewandowski i masa innych, na których nie starczyłoby pewnie miejsca w tej notce.
Jednocześnie niemal zawsze się zdarzało, że tych największych dosięgały kontuzje, problemy. Ktoś coś złamał, ktoś coś naciągnął, kolejnemu coś strzyknęło, albo odpadło. Tak jak dziś fragment sufitu przy wejściu na Stadion Narodowy w Warszawie, albo tak jak temu wspaniałemu zawodnikowi z Barcelony – Carlosowi Puyolowi, który najpewniej na Euro nie zagra, właśnie przez kontuzję. Pozostaje mieć nadzieję, że to ostatnie złe informacje na 29 dni przed Euro.
Jak Wy spędzicie Euro? Bierzecie urlop? 😉